Dzień pierwszy

DZIENNIK

COMIESIĘCZNE ROZCZAROWANIE

Miałam jednak nadzieję, że tym razem tak się nie stanie. Tyle pozytywnych znaków o tym świadczyło – i piersi pełne, i kłucie pod pępkiem i to, że matek z wózkami mało widziałam w tym miesiącu (sic!). Oj można by wymieniać te znaki, których szukam półświadomie, ale chciwie. Szukam ich wiedząc, że to głupie, że tak nie powinnam, że ojciec by mnie zbeształ za irracjonalność. A jednak. Zawsze wcześniej chcę wiedzieć. Bo może jak dobrze się światu przypatrzę, zbadam swoje ciało jak najczulszy pielęgniarz, w duszę swoją głęboko spojrzę, to może zobaczę pierwszy ślad.

Może zobaczę pierwszy ślad Jego-Jej stópki na świecie, nawet gdyby ta stópka miała być maleńką morulą mrugającą do mnie morwowym oczkiem, blastulą z pączuszków, kwitnącą bąbelkami gastrulą. Może, gdy się tylko mocno skupię poczuję pierwsze nienamacalne tchnienie nowego ja, poprzez jakiś malutki sygnał, sygnalik wysłany do mnie przez zarodek myśli i duszy i ciała. Może jakiś mikroskopijny przejaw niezwykłości tego-co-na-co-dzień-zwykłe poinformuje mnie, że powstało we mnie nowe życie. Może. Ale nie dziś.

Dziś czerwona kropla jak łza spłynęła z mojego ciała. Najpierw jedna, za nią kolejne. Czułam je i przeżywałam każdą z osobna, jak wtedy, gdy byłam nastolatką i po raz pierwszy doświadczałam swojej kobiecości w śnieżności prześcieradeł i bieli podpasek. Podpasek z siateczką bez skrzydełek, delikatnych jak puch, ale bezzapachowych. Podpasek zmienianych, co kilka minut. Bo wtedy krew musiała być zmyta, natychmiast, co z oczu to z serca, krew była dla mnie zwiastunem złego bólu niosącego chorobę. Krew. To później nauczyłam się, że można krwawić radośnie, z tęsknotą szukać w łonie kurczącego bólu, cieszyć się na widok czerwonych tamponów, tak jak na widok czerwonych róż podarowanych od losu, bo przecież nie można zaciążyć (okropne słowo kojarzące się raczej z ciężarem niż darem macierzyństwa), będąc nastolatką, będąc na studiach, nie mając jeszcze dobrej pracy. Zaciążyć przed ślubem „o nie!”.

Czerwone łzy zmywały ze mnie wszystkie te nadzieje, które zbudowałam sobie w tym miesiącu już po raz kolejny. Teraz miało być przecież inaczej, bo stosowałam się do zaleceń K. i nie mierzyłam opętańczo temperatury, zrobiłam to, co sugerowała A. i użyłam testu owulacyjnego w odpowiednim momencie, jadłam dużo mięsa i tłusty nabiał, bo tak trzeba (przeczytałam), chodziłam na spacery, jak pisali na forum, leżałam po każdym stosunku z pupą do góry, nie myślałam, że chcę choć bardzo, bardzo chciałam…

Ból zadomawiał się we mnie systematycznie i spokojnie, tak jak podróżny osiada w dobrze znanym mu hotelu. Nieśpiesznie wpakowuje zawartość walizek do szaf, wypełnia szuflady skarpetkami zwiniętymi w rulonik, łazienkę obudowuje zestawem swoich płynów i emulsji, rozkłada książki i gazety po półkach. Czuję ten ból coraz głębiej i pełniej. Nie walczę z nim, bo wiem, że trochę tu pobędzie i wyjedzie.

Tego pierwszego dnia zawsze myślę o nastoletniej U. z długimi warkoczami. Była kobiecym magikiem. Z pewnością zostałaby spalona na stosie, gdyby przyszło jej żyć kilkaset lat wcześniej. U. niezależnie od tego, czym to groziło, do szkoły w swój pierwszy dzień miesięczny nie przychodziła. Wierzyła, że to jej stan uświęcony, stan pozwalający na głębsze przeżywanie, stan, którego nie należy bezcześcić uczeniem się o tangensach i cotangensach, a tym bardziej wkuwaniem, ile krów w województwie pomorskim pasie się na zielonych łąkach. Tego dnia trzeba było snuć się po parku, palić kadzidła w zaciemnionym pokoju i czesać spokojnie swoje długie włosy.

Nie mam długich włosów, ani kadzideł (mój drogi P. ma na nie alergię), ani czasu, aby snuć się po parku. Mam za to parę spraw do załatwienia, kilka miejsc do zdobycia, dziesiątki maili do odpisania. Dzień spogląda na mnie przez okna, a jego promienie wpadają nieśmiało do łazienki. Niby nie chcą przeszkadzać, a natarczywie sugerują, że już pora, już czas.

Teraz trzeba podnieść odważnie głowę, spojrzeć odważnie w lustro. Mimo, iż twarz jeszcze nie podmalowana uśmiechnąć się do siebie między kubkiem ze szczotką do zębów a Kremem przeciwzmarszczkowym lekkim dla pań po 29 roku życia, jakby się siebie w pełni lubiło. No proszę, trochę szerszy uśmiech, pokaż ząbki! No widzisz, potrafisz. Uniesiesz na barkach jeszcze ten miesiąc. Znajdziesz nadzieję, znajdziesz sens.

PORADNIK

DLACZEGO NIEPŁODNOŚĆ JEST TAKA TRUDNA?

Czekasz na dziecko 6 miesięcy, dwa, dziesięć a może piętnaście lat. Sytuacja oczekiwania na dziecko jest dla Ciebie momentami trudna, a może są tylko chwile w Twoim życiu, że trudno Ci nie jest. Może przeżywasz trudne emocje, płaczesz bez powodu, złościsz się, czujesz zazdrość tam, gdzie wydawałoby się, nie powinnaś jej czuć ani grama, obwiniasz siebie i/lub partnera za Wasze niepowodzenia, może jesteś po prostu zmęczona myśleniem o ciągłych staraniach o dziecko i czasem czujesz się jak w więzieniu, w potrzasku, w pułapce bez wyjścia lub na rozstaju dróg bez drogowskazów i mapy!

Niepłodność jest bez wątpienia niełatwym i wymagającym dla pary czasem i to z różnych powodów. Po pierwsze kobieta i mężczyzna, którzy doświadczają niepłodności tracą wiele z tego, czego pragną. Tracą możliwość bycia w ciąży, czucia ruchów dziecka w brzuchu, przeżycia porodu, szansę bycia mamą i tatą, tracą możliwość poznania tajemnicy życia, bliskości z już narodzonym maleństwem i wiele innych pięknych pragnień. Niepłodność ma też to do siebie, że okrada parę z przynależności do grona znajomych i przyjaciół, którzy stali się rodzicami. Porusza tym samym struny jednego z silniejszych ludzkich lęków – lęku przed odrzuceniem, przed osamotnieniem. Niepłodność zabiera również poczucie kontroli nad własnym życiem i ciałem, które nie współpracuje z Tobą tak, jak byś tego chciała i oczekiwała. Zamiast Twojego wyobrażenia o sobie i/lub o Twoim mężu, jako o osobach zdrowych konfrontuje Cię niejednokrotnie z tym, że coś w Waszych ciałach szwankuje. Dodatkowo w wyniku licznych badań i zabiegów medycznych niepłodność okrada osoby starające się o dziecko z intymności. W zamian za to wszystko proponuje przynależenie do nowego klubu – klubu „nie mogących zajść w ciążę”.

Potężną siłą niepłodności jest też jej „rozlewający” się charakter, to, że przenika do wszystkich obszarów życia. Wkracza ona często nieproszona w świat relacji społecznych, ingeruje, na swój sposób, w życie i plany zawodowe. Niejednokrotnie odciska swoje piętno na poczuciu kobiecości, męskości, na poczuciu własnej wartości, na uczuciach, nastroju i jego wahaniach, na relacji między małżonkami, na zdrowiu, na życiu seksualnym pary. Niepłodność niejednokrotnie bez skrępowania uszczupla budżet starających się o dziecko pary poprzez bardzo kosztowne wizyty lekarskie, diagnostykę, operacje, zabiegi. I dodatkowo konfrontuje małżonków z poważnymi pytaniami egzystencjalnymi, a tym samym „przymusza” do poszukania odpowiedzi o znaczenie małżeństwa,  relacji międzyludzkich i o sens życia.

Niepłodność jest trudna również z tego powodu, że zastawia na parę pragnącą dziecka wiele pułapek. Jedną z nich jest sam sposób myślenia, który ona narzuca. No bo niepłodność „zmusza” parę starającą się o dziecko do myślenie o sobie, jako o osobach niepełnowartościowych, którym czegoś brakuje, które nie mają płodności. Niepłodność zachęca, by cierpieć w samotności, by zamknąć się na innych, a to również bardzo niebezpieczne. Etykieta niepłodności wzbudza często poczucie winny w jednym z małżonków, próbując tym samym przyćmić fakt, iż niepłodność poza skrajnymi przypadkami, zawsze dotyczy pary. Inną z kolei z pułapek zastawianych przez niepłodność jest „skłonienie się” najczęściej kobiety do podporządkowania całego swojego życia staraniom o dziecko, do zamrożenia pozostałych obszarów swojego funkcjonowania, do życia na wdechu w oczekiwaniu na… normalne, właściwe i wymarzone życie.

Stres doświadczany w czasie starań o dziecko odpowiada temu, którego doświadczają osoby w najtrudniejszych chwilach swojego życia. Badania naukowe mające na celu określenie poziomu stresu doświadczanego przez osoby zmagające się z niepłodnością wykazały, że w odczuciach badanych jest on porównywalny do stresu przeżywanego po stracie bliskiej osoby (Andrew, 1992) lub po rozpoznaniu chorób nowotworowych oraz zawału serca (Bidzan, 2005; Szamatowicz, 2004). To, że Ci ciężko – nie jest więc Twoim wymysłem, nietrafną oceną sytuacji, fanaberią! Po prostu znalazłaś się w bardzo trudnej sytuacji tak, jak 10-15 % par w wieku reprodukcyjnym pragnących zostać rodzicami. I choć może się ona momentami wydawać bez wyjścia – zawsze jest coś, co możesz zrobić, by się w niej lepiej odnaleźć, lepiej poczuć, by pozbawić „niepłodność” przynajmniej części jej destrukcyjnej siły, a skorzystać z tych jej aspektów, które mogą Cię ubogacić – naprawdę takie istnieją! (przeczytasz o nich w tej książce).

Aby lepiej sobie poradzić z sytuacją niepłodności warto zarówno ją samą, jak i towarzyszące jej mechanizmy oraz pułapki poznać jak najlepiej. Cenne jest poznawanie własnej płodności i szukanie sposobów na jak najbardziej skuteczne jej stymulowanie.

Niepłodność jest pojęciem stworzonym przez człowieka. Istnieją różne definicje niepłodności, a także odmienne do niej podejścia w zależności na przykład od kultury lub kontekstu naukowego. Niektórzy twierdzą, że niepłodność to niemożność zajścia w ciążę, którą diagnozuje się po roku starań bez antykoncepcji (to takie najbardziej powszechne współcześnie podejście), inne  ten okres wydłużają do dwóch lat, są i takie, które grubo przed upływem roku określą parę mianem niepłodnej z uwagi na np. wiek kobiety wyższy niż 35 lat i dotychczasową historię zdrowia.

Można też mówić o przedłużającym staraniu się o dziecko nie w kontekście niepłodności, ale płodności. Płodność to zmienna zależna od wielu różnych czynników w życiu pary, takich jak: poczucie bezpieczeństwa, przeżywane uczucia, poziom doświadczanego stresu, poczucie stabilności materialnej, mieszkaniowej, relacja z partnerem, stosunki w bliższej i dalszej rodzinie, poziom zadowolenia, radości lub braku radości życia, satysfakcja z życia seksualnego, stopień spełnienia,  poczucie sensu oraz sposób odżywiania, ogólny stan zdrowia, poziom i proporcja minerałów w organizmie, ewentualne nietolerancje pokarmowe, prowadzony tryb życia, wiek i inne.

Płodność to nie zmienna zero-jedynkowa. To nie coś co jest lub tego nie ma. Płodność w różnych okresach Twojego życia może być większa lub mniejsza, silniejsza lub słabsza. Może wzrastać i opadać w zależności od tego, jak ułożą się w Twoim życiu różne, wpływające na nią czynniki. Zgodnie z takim spojrzeniem na płodność, Twoje możliwości poczęcia nie są jedynie funkcją malejącą zależną od stanu zdrowia i upływającego czasu. Ty zaś, by zwiększyć swoją płodność nie jesteś jedynie zależna od lekarzy, gdyż jest naprawdę wiele obszarów!, które możesz wspomóc w nadziei na osiągnięcie wymarzonego celu.

Może w związku z tym warto byś inaczej spojrzała na swoje starania o dziecko – byś przestała je traktować jako niepłodność, a siebie jako osobę niepłodną, gdyż to bardzo obciąża. Spróbuj myśleć i mówić o swoich trudnościach jako o kłopotach z płodnością, poczęciem, a o sobie samej zacznij myśleć, jako o osobie doświadczającej kłopotów z płodnością. Jak to inaczej brzmi, prawda? O ileż mniej ciężaru na Twoich barkach i sercu. Od tej chwili nie jesteś niepłodna, ale masz kłopoty z płodnością!!!

Często osoby długo starające się o dziecko czują się jak kłębek emocji, myśli i wrażeń. Wszystko jest poplątane, trudne do określenia i wzbudzające bardzo silne uczucia. W tej książce będziemy się przyglądać różnym obszarom potencjalnie wpływającym na Twoje trudności z płodnością. Będziemy nitka po nitce rozwijać ten kłębek i nazywać kolory, rodzaje i pochodzenie nici, z których jest zrobiony. Będziemy Cię zachęcać, byś zobaczyła, gdzie wprowadzenie zmiany może zwiększyć Twoją płodność i Waszą płodność jako pary. To Twoje niekwestionowane marzenie może bardziej Cię motywować do działania niż zabierać Ci siły!